Przypadkowe porównanie Range Rovera i Toyoty

Na wstępie chciałem bardzo serdecznie przeprosić, że tak długo nie pisałem. Sytuacja pogodowa na Węgrzech oraz Ukrainie w ostatnich tygodniach sprawiła, że transport lądowy zyskał na znaczeniu. A jeśli już jakieś lotnisko, tym bardziej małe działało, to trudno było do niego dojechać. Doświadczyłem jednak niezwykłej przygody związanej z dwoma legendarnymi samochodami terenowymi Toyotą i Range Roverem.

Będąc na Węgrzech jechałem nową Toyotą Land Cruiser VI, tą wersją która zdaje się że kiedyś nosiła dopisek 150. Teraz ta większa wersja nazywa się V8, a ten pozostał „zwykłym” Land Cruiserem. Moja wersja bardzo popularny silnik diesla o pojemności 3 litrów. Auto bardzo przyjemnie jechało, a mówiąc nowy mam namyśli fakt, że dostałem go z przebiegiem 4560 km. Więc właściwie jeszcze na dotarciu. Ponieważ w tej części Węgier do której jechałem była powódź, nie musiałem długo czekać aż przyszło mi sprawdzić możliwości tego samochodu. W pierwszej kolejności musiałem przejechać fragmentem drogi który woda uszkodziła. Miejscami asfalt był pozrywany, ale ogólnie było równo więc zwolniłem aby nie niszczyć zawieszenia i bez ustawiania czegokolwiek przejechałem na drugą stronę. Następny był jednak przejazd przez wodę. Kilku kierowców stało i podziwiało żywioł lub szukało drogi aby objechać to miejsce. Ja też jej przez chwile szukałem i nawet coś znalazłem ale oznaczało by to iż się spóźnię po klienta, który tą całą sytuacją i tak był zdenerwowany, bo poprzedniego dnia zalał silnik w swoim aucie. Jak zawsze i tym razem byłem przygotowany do trasy. W torbie podróżnej miałem rybaczki, buty razem ze spodniami ogrodniczkami odlane z jakiegoś śliskiego tworzywa. Wyglądały śmiesznie nawet kiedy były złożone w torbie, a co dopiero jak zakładałem je na garnitur. Musiałem to zrobić ponieważ chciałem się upewnić czy jest po czym przejechać, a brudna woda nie pozwalała tego sprawdzić inaczej, no i w pobliżu nie było innego narwańca który chciał próbować przejechać. Odcinek nie był długi, maksymalnie 50m, droga prosta a woda stała. Przeszedłem się tam i z powrotem i stwierdziłem iż asfalt nawet nie jest uszkodzony. Ponieważ woda sięgała mi do klejnotów rodowych, postanowiłem sprawdzić jaką ten pojazd ma głębokość brodzenia. Niestety nie miałem w aucie książki serwisowej ani instrukcji obsługi wiec szukałem jakiejś tabliczki, ale nie znalazłem. Znalazłem numer do salonu Toyoty z którego pochodził pojazd. Zadzwoniłem tam i okazało się, że jest on objęty jakim programem flotowym, uprzejmy pan poprosił o nr rejestracyjny aby coś sprawdzić. Mówiłem mu, że chcę tylko poznać standardową głębokość brodzenia tego pojazdu, on jednak się chyba uparł, że ma ona związek z numerem rejestracyjnym. Podałem więc ten numer, a pan zaczął się mnie pytać czy jestem pewien bo auto jest na dotarciu, i że po przejeździe przez wodę trzeba sprawdzić czy wszystko działa, oraz w dogodnym terminie się pojawić w serwisie oraz coś jeszcze ale się rozłączyłem. Potrzebnej mi informacji nie uzyskałem więc przymierzyłem się do auta, aby sprawdzić jak ma się wysokość mojego krocza do wysokości koła. Pamiętałem o pewnej zasadzie jaką zdradził mi mój przyjaciel, który jest fanem off-roadu. Powiedział od, że jeśli woda nie przykrywa koła w terenowym samochodzie, to można nim spokojnie przez nią przejechać. Wokół tego były jakieś wyłączenia, ale ich już nie pamiętałem. Zdjąłem moje śliskie spodnie i wsiadłem z powrotem do auta. Pobawiłem się chwilę przyciskami aby wybrać opcje która w moim odczuciu najlepiej nadawała się do brodzenia. I jadąc na pierwszym biegu przełożeń terenowych powoli przejechałem przez wodę utrzymując stosunkowo wysokie obroty. Nic się nie zaświeciło, auto pracowało poprawnie więc uznałem, że najwyższy czas jechać dalej. Tego samego dnia wracałem z klientem tą samą drogą i sytuacja się powtórzyła. Klient powiedział, że jak narażę go na drwiny kierowców przyglądających się nam to on się postara abym nie mógł nawet woskować takich samochodów. Nic złego się jednak nie stało, a mój klient był autem zachwycony.

Kilka dni temu sytuacja się powtórzyła, ale tym razem miałem inne auto. Podobieństw było jednak sporo, ponieważ również musiałem przejechać przez fragment drogi zalewany przez wodę, sprawdzałem w rybaczkach głębokość i również asfalt był nie uszkodzony. Tym razem jednak jechałem Range Roverem Sport. Już patrząc na ten samochód nie sposób oprzeć się wrażeniu, że nie jest to pojazd przeznaczony do trudnego terenu. Miałem przed oczyma jednak programy takie jak Top Gear, w których prezenterzy wjeżdżali nowymi autami, na szosowych oponach w teren, który wyglądał groźnie nawet dla przygotowanych terenówek. Auto miało jednak większy przebieg nieznacznie przekraczający 10 tys km. Jechałem bez klienta i znów posiłkowałem się telefonem do salonu w, którym auto było kupione. Powiedziałem, równie miłemu panu jak ten z salonu Toyoty, że potrzebuje przejechać przez wodę, ale nie wiem jaka jest głębokość brodzenia. W tym miejscu chciałbym przytoczyć naszą rozmowę:

-„Proszę podać ostatnie symbole numeru nadwozia lub numer rejestracyjny.”

-Podałem numer rejestracyjny

-„A tak, mam Pana pojazd, auto zarejestrowane na firmę xxx, co chcę Pan wiedzieć?”

-„Jaka jest głębokość brodzenia, ponieważ muszę przejechać przez rzekę?” – w tym miejscu spodziewałem się długiego wywodu. Pan odpowiedział jednak:

-„70cm Proszę Pana”. Po tym nastała cisza. Czekałem na jego próby odradzenia mi tego pomysłu, lub informacje o ponad programowych przeglądach, nic takiego nie następowała więc zamurowany odpowiedziałem:

-Aha dziękuję

-„Również dziękuję za rozmowę i życzę szerokiej drogi”. Pan się rozłączył a ja byłem tak zaskoczony iż jeszcze chwilę trzymałem telefon przy uchu. Ponieważ głębokość wody na fragmencie drogi jaki miałem zamiar przejechać oceniłem jako mniejszą, postanowiłem ustawić wszystkie programy auta w odpowiedni sposób i po prostu przejechać na drugą stronę.

Chciałbym zaznaczyć, iż w cale nie uważam Toyoty za gorszy samochód terenowy. Jest dokładnie odwrotnie, uważam że są to najbardziej niezawodne pojazdy na świecie a ich terenowe modele udowodniły swoje przygotowanie do jazdy w ciężkim terenie w wielu regionach świata. Co więcej z tych dwóch modeli to właśnie Toyota ma, według różnych źródeł, większą głębokość brodzenia wynoszącą 80cm, lub co najmniej taką samą. Oznacza to, że mniejsze ryzyko uszkodzenia auta miałem w Toyocie. I ani jeden ani drugi pojazd nie wymagał żadnych czynności dodatkowych po przejechaniu dwukrotnie przez brudną wodę. W obydwu pojazdach ruch samochodu spowodował, że kilkukrotnie woda przed autem zakrywała reflektory co było wyraźnie widać bo tworzyły one charakterystyczną łunę. Pomimo tych wszystkich faktów przemawiających jednoznacznie na korzyść nowej Toyoty Land Cruiser VI generacji, to jednak w Range Roverze Sport czułem się pewniej. Czułem, że nie igram ze szczęściem ale robię coś, co było od początku przez producenta przewidziane i że nic złego nie może mi się stać. Jak bardzo daleki byłem od prawdy, dowiedziałem się dopiero w hotelu sprawdzając w internecie dane na temat Renga. Może Pan od Toyoty miał nad głową przełożonego, a Pan z salonu Land Rovera chciał mnie spławić jak najszybciej, jednak tam setki kilometrów od domu to w Range Roverze czułem się pewniej. A to nawet jeśli nie było prawdą, było bezcenne.

2 myśli w temacie “Przypadkowe porównanie Range Rovera i Toyoty”

    1. Moja obecna wiedza i doświadczenie z terenowymi modelami Toyoty podpowiada mi iż ma Pan racje. Jednak, jak już wspomniałem, daleko od domu w tamtej sytuacji czułem się pewniej w Range Roverze. Jest to jednak zasługa przeszkolenia pracowników serwisu tej marki, więc nie jest to chyba zbyt duży problem dla Toyoty, a dodatkowo łatwy do naprawienia.

Skomentuj Michał Krygier Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *